wtorek, 4 września 2018

Dzień 2 - Już w komplecie


Kroniki Piotrasa: Kraków, godzina 03:30

Mielec pił wino rano o 3 rano!!! Ja nie wiem, dla mnie patologia. Ja nie piłem bo jestem normalny nie to co Michał.

Lotniskowa przygoda zaczyna się jak każdy inny wylot, oddanie bagażu, kontrola kakao i inne atrakcje. Lot zaplanowany był na 5:30. Na wejściu do masziny Człowieka-Grzegorza zatrzymał Człowiek-kontroler i powiedział mu: " Pan nie poleci!", Grzegorz się przestraszył ale zaczęło być mniej strasznie jak Człowiek-kontroler mruknął " Poleci pan na innym miejscu XD". Wszyscy docenili strasznie śmieszny żart.



Kroniki Piotrasa: Kijów, godzina 09:13 

Maszinie jakoś udało się dolecieć do pięknego miasta Kijów a Panu Pilotu udało się wylądować. Jako, że lądowanie było gładkie jak telemark Kamila Stocha, oklaskom nie było końca. Następnie mieliśmy 3h przerwy, żeby posiedzieć sobie w strefie dla ludzi którzy lubią siedzieć i staraliśmy się nie kupować wódki mimo że kosztowała tylko 13 złotych. W zagrodzie dla dzieci biegały dzieci a w sklepach dla bogatych ludzi bogaci ludzie kupowali drogie rzeczy dla bogatych ludzi.



Kolejnym etapem był długodystansowy lot do Tibilisi. Człowiek Pilot gładko wystartował i po 17 minutach i 24 sekundach wszyscy poszli w kimę. Tylko Człowiek-Piotras chodził
po samolocie próbując dowiedzieć się gdzie jest Pilzno. Czemu spytacie? Ja nie wiem. Ale się domyślam.



Oczami Karoliny: Tbilisi, 15:30

Dolecieliśmy cali i zdrowi. Ukraińskie linie przeszły test połowicznie, bo stewardessy częstowały, ale tylko wodą. Wysiedliśmy przytłoczeni ilością dupo-znaczków - Gruziński alfabet nie przypomina nic co widzieliśmy wcześniej. Wśród Armeńczyków krąży legenda, że Gruzini poprosili Armeńskiego mędrca, żeby wymyślił im alfabet, on jednak nie miał takiego zamiaru. Zaczęli prosić bardziej i bardziej intensywnie, co mędrca wkurzyło tak bardzo, że przewrócił stół, na którym stał rosół. Gruzini niepocieszeni spojrzeli na rozchlapany po podłodze makaron, i z braku innej opcji stworzyli na jego podstawie swoje literki.

Wracając do tematu - pierwszą rzeczą do załatwienia był oczywiście internet (Play w Gruzji liczy sobie 4zł za 100kB). Musieliśmy zarejestrować karty, kupiliśmy pakiety rozmów i internetu. Karta z 30 minutami rozmów i 4GB intenretu kosztowała koło 23zł. Nasza łączność ze światem pozostała przywrócona.

Autobusem za 50 lari-centów (czyli ok. 75 groszy) pojechaliśmy do centrum, gdzie mieliśmy odebrać auta od znalezionej przez Facebooka Martyny (Polki, będącej przewodniczką w Gruzji). Podjechaliśmy na dworzec, z którego miała nas zgarnąć, jednak okazało się, że trochę musimy na nią poczekać w miejscu, w którym boleśnie zderzyliśmy się z Gruzińskim półświatkiem. Resztę historii dopowie Piotras, bo to jego cygańskie dzieci wzięły sobie na cel najbardziej.

Kroniki Piotrasa: Tbilisi, 17:00

Po zakupieniu paru gruzińskich buł i czegoś do picia, udaliśmy się do metra w celu pojechania metrem. Bilety kupowało się trudno więc ich nie kupiliśmy, następnie zadzwoniliśmy do Martyny, żeby przyjechała po nas bo nam ciężko i nas boli. Czekanie przez ponad 2h umilały nam cygańskie dzieci które czaiły się na nasz hajs, kręciły się wesoło zaczepiając nas i klepiąc, a ich zręczne łapki szukały banknotu tudzież monetki. Niemiłe dzieci. Zaczęły od żebrania, kończyły na klepaniu i pokazywaniu faków. I tak co 5 minut przypominały o sobie szczypnięciem lub perfidną próbą wyrwania torebki. Obok stało trzech policjantów obserwując sytuację z kamiennymi twarzami.

Po jakimś czasie Martyna zadzwoniła i oznajmiła, że jest na miejscu. Nasze piękne oczy ujrzały dwa małe i twarde autka. Nasze Pajero szybko zostały ochrzczone dumnymi imionami: Bolec i Stolec. Bagażniki niby małe, ale za to dużo palą więc nie mieliśmy pretensji.

Po wejściu w samochód ruszyliśmy w trasę w poszukiwaniu hostelu, Radasa, Kingi, przygody, szczęścia i miłości. Grzegorz i ja szybko przyzwyczailiśmy się da naszych nowych członków rodziny (autek) i szybko i sprawnie dojechaliśmy do hotelu. Przywitaliśmy arabską grupę tripową, po czym zaczęliśmy cieszyć się naszym dziesięcioosobowym apartamentem. Niektórzy poszli na miasto zajadać się gruzińskimi przysmakami popijając miejscowym winem, inni, tak jak Karolina, woleli oglądnąć na hotelowym Wifi mecz Real Madryt - Leganes. Benzema strzelił dwa gole - niebywałe.

Ogólnie mieliśmy ogarnąć bagaże, elektornikę i narzędzia ale mieliśmy to w dupie. Wino, kobiety, śpiew i liga hiszpańska były ważniejsze.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz