sobota, 1 września 2018

Dzień 1 - Trip na 20%

Stało się! Właśnie rozpoczął się czwarty trip naszej ekipy a przynajmniej 20% z niej. Radek i Kinga korzystając z faktu, że arabski weekend zaczyna się w piątek, postanowili jak najszybciej uciec z pustyni do zielonej Gruzji, tym samym rozpoczynając trip jednodniowym falstartem.

Na lotnisku

Wszystko poszło jak z płatka. Wymieniliśmy pieniądze na lotnisku, tutaj warto być uważnym bo kantory mają różne kursy mimo, że są jeden obok drugiego - Radas musiał wycofywać transakcję w ostatnim momencie bo dostrzegł, że obok ma lepszy kurs. Kupiliśmy karty sim z pakietem internetu - 4GB za 9 lari czyli ok 14zł oraz 32GB za 25 lujów czyli około 40zł. Po wyjściu z lotniska minęliśmy taksówkarzy oferujących nam swoje usługi i doczłapaliśmy do przystanku autobusowego. Po tym, jak potwierdziliśmy w informacji numer autobusu (to jest 37), który jedzie do centrum, załadowaliśmy się do niego i czekaliśmy na odjazd. W środku kupuje się bilet za 0.5 lari (75gr) w automacie.


Dojechaliśmy do placu Pushkin'a w centrum, z którego bez problemu doszliśmy do naszego hostelu - Taj Hostel przy ulicy Machabeli gdzie noc w pokoju 10-cio osobowym kosztuje całe 15zł.




Zakwaterowanie

W hostelu chińska turystka opowiedziała nam chinsko-migowo-dźwiękonaśladowczym językiem o swojej wycieczce po Polsce w zeszłym roku - trzeba przyznać, że te babeczki naprawdę zwiedziły nasz kraj dokładniej niż większość Polaków

Na miasto

Zostawiliśmy rzeczy i poszliśmy zasmakować gruzińskiej kuchni i wina.



Gdy już najedliśmy się do granic możliwości wróciliśmy trochę odespać lot i zebrać sił na drugą rundę.

Wieczorem poszliśmy na starówkę gdzie znów wessała nas jakaś knajpka - trzeba powiedzieć, że Tbilisi to jedno z najładniej oświetlonych miast, które wieczorem tętni życiem. Pełno tutaj ulicznych muzyków, którzy swoją muzyką robią dodatkowy klimat.



Wieczorem pojechaliśmy kolejką linową na wzgórze Sololaki gdzie znajduje się twierdza Narikala, pomnik matki Gruzji - Kartlis Deda oraz ławeczka doskonale nadająca się na wypicie winka i oglądanie miasta z góry. Wypiliśmy wcześniej kupione w rozlewni wino (jedyne 5 lari - 7.5zł za plastikową butelkę) i pokierowaliśmy się do hostelu. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na Chinkali - gruzińskie pierogi, w ogródku, do którego tak naprawdę ściągnął nas głos śpiewającej Gruzinki.






Tymczasem w Polsce.

Kiedy Radas i Kinga byli w trakcie zwiedzania Tibilisi, przedstawiciele polskiej drużyny dopiero wracali z roboty. Tak więc podczas gdy Dubajczycy upojeni pierwszym dniem w Tbilisi wracali do hostelu, reszta dopakowywała ostatnie rzeczy do walizek. Lot miał być następnego dnia o 5:30, więc szczęśliwcy przespali się z 3 godziny, reszta zarwała nockę, z nadzieją, że odeśpią w samolocie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz