niedziela, 16 lipca 2017

Dzień 13 - San Marino i kryzys noclegowy

Wstajemy na spokojnie

Rano powoli zebraliśmy się ze skał, na których spaliśmy na parking położony wyżej, gdzie mieliśmy zaparkowanego busa. Skorzystaliśmy z prysznica na monety na lokalnym kempingu a na śniadanie dojedliśmy resztki z wczorajszego grillowania.




Gdy już się lekko odświeżyliśmy i zapakowaliśmy się do busa, uznaliśmy, że nasz prowizorycznie skręcony grill zakończy tutaj podróż i zostawiliśmy go koło śmietnika by czekał tam na nowego właściciela. Może nawet takiego który będzie miał klucz, żeby dokręcić mu śrubki, by nie wyglądał jak awangardowe dzieło sztuki.

Rimini

Po kilku godzinach dojeżdżamy do Rimini gdzie poszliśmy na plażę i musieliśmy odwiedzić lekarza, ponieważ Radek skaleczył stopę na jakimś kamieniu. Początkowo nasz ubezpieczyciel wskazał nam jedno ospedale, ale tam odesłali nas w inne miejsce ponieważ mieli 10-cio godzinną kolejkę. Po szybkim zabiegu stoppa była jak nowa i pojechaliśmy do San Marino by na chwilę odpocząć od Włoch.

San Marino

W kraju San Marino pojechaliśmy do miasta San Marino. Zaparkowaliśmy busa i oszczędzając 2.8 euro na kolejce rozpoczęliśmy krótką wspinaczkę. Gdy tylko zaczęły się zabudowania od razu rzuciło się w oczy, jak bardzo każdy centymetr miasta jest zadbany, spójny i skrupulatnie zagospodarowany. Zachowały się tu średniowieczne domy, place i fortyfikacje. Gród otaczają mury obronne z licznymi bramami i basztami. Powyżej grodu na trzech wierzchołkach góry Titano stoją obronne zamki połączone murami.

 


Tutaj warto wspomnieć o kilku faktach o San Marino. Na początku było to jedno miasto, które powstało w XII wieku, później dołączono do niego jeszcze cztery miasteczka, a od XV wieku tereny republiki pozostają niezmienione. San Marino jest trzecim najmniejszym państwem Europy (po Watykanie i Monako). Jego granica ma długość 39 kilometrów a państwo zamieszkuje 29 tysięcy osób. Z praktycznych wskazówek można wspomnieć o tym, że paliwo jest tu średnio 10-15 centów tańsze niż w oddalonych o kilka kilometrów Włoszech.

Wyżerka

W połowie wieczornego zwiedzania udaliśmy się do przemiłej restauracji. Kuchnia sanmaryńska nie różni się zbyt wiele od włoskiej, zamówiliśmy makarony, pizze i risotta a popiliśmy to białym schłodzonym winem. Na odchodne zostaliśmy poczęstowani dwoma buteleczkami bardzo mocno schłodzonego likieru.



Po kolacji pobłądziliśmy jeszcze trochę po miasteczku, kupiliśmy pamiątki i zaczęliśmy się kierować z powrotem do Skurwella.




Noclegowy kryzys - plan A 

Spanie na plażach w Rimini jest podobno bardzo niebezpieczne, bo policja chodzi tu w nocy z latarkami i wręcza śpiącym mandaty. Zaplanowaliśmy więc, że odjedziemy od miasteczka i gdy przerzedzą się zabudowy to się gdzieś rozłożymy. Jechaliśmy wzdłuż morza ale cały czas dzieliły nas do niego szwadrony parasoli. Pojechaliśmy trochę dalej, gdzie zabudowania się przerzedziły, podjechaliśmy do plaży, ale ta była obstawiona równo ułożonymi parasolami. Powtórzyliśmy ten manewr kilka razy z tym samym efektem.

Plan B

Było już dość późno więc zdecydowaliśmy, że zmienimy taktykę i odjedziemy od miasta, znajdziemy jakieś zaciszne pole za drzewami i się tam rozłożymy. Po 20 minutach byliśmy już bardziej na wsi niż w mieście, jechaliśmy powoli po drodze między polami, rozglądając się i jednocześnie oglądając zdjęcia satelitarne w poszukiwaniu dobrego miejsca na nocleg.

Nic z tego. Teren był tu zagospodarowany do ostatniego metra kwadratowego, albo pole na widoku, albo ogrodzony teren albo dom. Postanowiliśmy ponownie zmienić taktykę, tym razem znaleźliśmy na mapie kawałek plaży, przy której nie było w ogóle domów a tylko lasy. Było to trochę daleko ale przynajmniej mieliśmy pewność, że będzie tam dobre miejsce.

Plan C

Po kolejnych 20 minutach dojechaliśmy do szutrowej drogi, na której końcu miała być idealna dzika plaża. Szutrowa droga miała jakieś 8 km długości a nie dało się jechać po niej szybciej niż 20 km/h. Może i dobrze, bo spotkaliśmy jelenia spacerującego po okolicy. Po 24 minutach telepania się tą drogą dojechaliśmy do znaku, który oznajmiał, że jest to teren jakiegoś parku a naruszanie spokoju może się skończyć karą 3 miesięcy pozbawienia wolności. Nikt z nas nie ma 3 miesięcy urlopu więc zawróciliśmy Skurwella i udaliśmy się w 16 minut powrotnej drogi (okazało się, że da się jechać 30 km/h).

Plan D

Gdy wytelepani wyjechaliśmy z bocznej drogi skierowaliśmy się na kolejne miasteczko za parkiem. Około 3 w nocy dojechaliśmy tam i w końcu znaleźliśmy szeroką i długą publiczną plażę. Wiał dość mocny piaskowy wiatr, który zwiastował zmianę pogody ale w tym momencie byliśmy gotowi spać na czymkolwiek gdzie da się wyprostować nogi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz