Po spędzeniu trzech dni na Sycylii nie zostało nam już wiele czasu do końca wyjazdu, a odległość do pokonania była ogromna. Dwunasty dzień spędziliśmy w większości w busie, chowając się jednocześnie przed słońcem.
Matera
Zebraliśmy się rano do busa i ruszyliśmy w drogę. Jedyny większy przystanek zrobiliśmy w Materze - mieście uważanym za jedno z najstarszych na świecie. Nie pamiętamy już ile dokładnie stopni pokazywał termometr, jesteśmy jednak pewni, że padł nasz rekord - nawet przeskakując od cienia do cienia brakowało tchu. Zaczepił nas nawet pewien pan tubylec, który odradził nam schodzenie po schodach bo w tej temperaturze powrót pod górę może być niebezpieczny. Postanowiliśmy zrobić sobie krótki spacerek, po czym wrócić do chłodzenia się w Skurwellu.
Długa, przyjemna podróż
Spędzając w Materze dużo mniej czasu niż planowaliśmy, ledwo żywi wróciliśmy do busa. Odpaliliśmy klimę i w końcu mogliśmy odetchnąć. Trzeba przyznać Skurwellowi - nie był idealny, ale chłodził nas bez zarzutów.
Długą podróż umililiśmy fantą na sterydach krążącą po aucie. Tak zleciała nam większość dnia.
Dzika plaża
Sprawnie i trochę przypadkowo znaleźliśmy miejsce do spania - jadąc między ogromnymi gajami oliwnymi skręciliśmy na kemping. Droga doprowadziła nas na zejście na skalistą plażę, gdzie było niewiele ludzi, za to płaskie skały idealne na spanie i opustoszały parking, na którym zrobiliśmy sałatkę i porządnego grilla. Po krótkiej kąpieli, najedzeni ułożyliśmy się na skałkach i błyskawicznie zasnęliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz