sobota, 8 lipca 2017

Dzień 5 - Toskania

Rano obudził nas naturalny budzik - słońce, które około 7:30 wyszło zza gór i bardzo szybko wygoniło nas ze śpiworów. Zwinęliśmy karimatki i po metalowych schodach wspięliśmy się do drogi, gdzie był zaparkowany nasz bus. Zostawiliśmy manatki i poszliśmy na pobliską plażę by zażyć pierwszej kąpieli w morzu Tyrreńskim, którego obszar wyznaczają wyspy: Korsyka, Sardynia i Sycylia. Schłodzeni w stosunkowo ciepłym morzu wróciliśmy wyżej do knajpy, gdzie przy kawie i krosantach czekaliśmy na prysznic i przygotowywaliśmy plan na nadchodzące dni.

Tunel

Odświeżeni i w super humorach wsiedliśmy do busa i pojechaliśmy dalej, tzn włączyliśmy kierunkowskaz i czekaliśmy aż zaświeci się zielone światło na wjeździe do tunelu i ktoś nas wpuści. Po wjeździe do tunelu zrozumieliśmy dlaczego jest ruch wahadłowy. Tunel miał kilka kilometrów, był bardzo wąski i nie minęłyby się tu 2 samochody, a nawet jeden ledwo się mieścił. Co jakiś czas w tunelu było tunelowe skrzyżowanie, które odbijało na jakiś kemping albo plażę.


Greve in Chianti

Po serii tuneli odbiliśmy w głąb lądu i znaleźliśmy się na pagórkowatym terenie, gdzie z krętej drogi podziwialiśmy niekończące się plantacje winorośli i oliwek. Byliśmy w Toskani. Jako pierwszy cel ustaliliśmy sobie zjedzenie czegoś dobrego i włoskiego w restauracji, w której nie używa się mikrofalówki. Skierowaliśmy się do miejscowości Greve in Chianti, bez błądzenia kierując się do znalezionej przez Martę i polecanej przez Google restauracji La Cantina.

Obiad

Pan w restauracji powitał nas lokalnym prosecco, na którego butelkach widniała jego twarz. Usiedliśmy i wybraliśmy dania. Ku uciesze Karoliny, karta zacierała też sekcję z bezglutenowymi daniami i piwami. Zamówiliśmy makarony, risotta i kilka pizz, w tym jedna "no glut". Było bardzo smacznie i sycie. Po wcześniejszym mikrofalówkowym koszmarze było to wręcz niewyobrażalne.

Niektórzy nie podołali swoim porcjom więc zrezygnowaliśmy z deseru. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy przy karafce białego zimnego wina. Pan właściciel stwierdził, że i tak da nam deser i przyniósł 3 talerze ze słodkimi przekąskami oraz jedną porcję z wolną od glutenu panną cottą. Na odchodne dostaliśmy po kieliszku jakiejś nalewki, jakby likieru tylko mniej słodkiego i bardziej owocowego. Zapłaciliśmy i podziękowaliśmy, a nonszalancki właściciel przybił nam żółwika i zachęcił nas abyśmy jeszcze kiedyś tu wrócili.



Gdy już najedliśmy się ponad miarę następnym celem było wypróbowanie tutejszych win. Przejeżdżając przez wioski widać było dużo drogowskazów do miejsc, w których można tego dokonać. Podjechaliśmy do jednej z winnic i tam skierowano nas do lokalu gdzie czekało już na nas wino.



Wina, wina dajcie

Dostaliśmy kieliszki i nasze kubki smakowe zaczęły podróż przez kolejne trunki z środkowowłoskiej odmiany winorośli sangiovesee z regionu Chianti. Od takich, które robi się z nieselekcjonowanych winogron i przechowuje się w metalowych kadziach, do takich, które muszą spędzić nawet 30 miesięcy w dębowych beczkach a robione są ze ściśle wyselekcjonowanych winogron, które są mniejsze i twardsze ale za to lepszej jakości. Wszystkie odmiany były winami czerwonymi, ale posmakowały nawet tym z nas, którzy preferują białe. Na koniec polano nam również lokalnej oliwy. Testowanie było darmowe, ale po skosztowaniu zrobiliśmy małe zakupy, które będą podróżowały z nami już do końca tripa.


San Gimigiano

Po kilku godzinach dogadzania kubkom smakowym ruszyliśmy w kierunku San Gimigiano - historycznego miasteczka określanego mianem "średniowiecznego Manhattanu". Większość niewielkich miast, które odwiedzamy ma podobny charakter - średniowieczne kamieniczki, dużo kamienia, wąskie ulice - wszystko aż prosi się, aby nakręcić tu nowego Bonda.



Wieczorne zwiedzanie

San Gimigiano również nie zawodzi - miasto swoją nazwę zyskało dzięki wielu wysokim, prostopadłościennym wieżom wyrastającym spomiędzy kamienic - najwyższa ma 52 metry wysokości. W przeszłości było ich 72 i służyły one celom obronnym, równocześnie pokazując bogactwo poszczególnych rodzin. Dzisiaj pozostało ich 14. Dodatkowo polecamy zobaczyć Piazza Duomo oraz Piazza della Cisterna, wokół którego znajdują się restauracje oraz świetne cukiernie z przepysznymi lodami. Warto zobaczyć również pięć bram prowadzących do miasta. Wszystko co znajduje się za murami miasta jest wpisane na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Między jedną budowlą a drugą zainteresowała nas również ciemnowłosa Włoszka siedząca na murku. A raczej jej imponujące, idealnie przyczesane kilkucentymetrowe włosy na nogach. Tak dla równowagi.








Zmierzch

Ogromnym atutem zwiedzania było to, że przyjechaliśmy tam wieczorem i pogoda zaczęła się robić znośna. Z dnia na dzień stawało się co raz cieplej - pakując się do busa rano byliśmy już spoceni i środkową część dnia staraliśmy się spędzać w aucie. Tego dnia dla odmiany skończyliśmy zwiedzanie chwilę po zachodzie słońca, kolejną godzinę spędziliśmy na szukaniu polanek do spania a na koniec uciekaliśmy przed ogromnym kombajnem tyłując po jakichś wertepach. Na koniec udało nam się znaleźć fajną polankę koło snopków słomy, gdzie siedliśmy przy kubeczkach z miętą i herbatą, starając się wspomóc trochę trawienie pamiętnej pizzy. Chwilę później wskoczyliśmy do namiotów i poszliśmy spać. To był bardzo smaczny dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz