Nowy Trip
Rozpoczeliśmy już nową wyprawę,
ostatnie dni przygotowań były bardzo napięte, więc nie było
czasu na prolog. Zmieniliśmy trasę, nie będziemy wracać z tej
strony Bałtyku, zamiast wracać z Helsinek w trasę powrtoną
postanowiliśmy zobaczyć Szwecję i Danię, okupimy to 14 godzinami
na promie ale mamy nadzieję, że warto.
Przygotowania ostro
Szykowanie do wyjazdu zaczęło się na
dobrą sprawę z pół roku temu. Wymyślaliśmy trasę podczas
luźnych spotkań przy piwku, w związku z czym cały proces był
dość czasochłonny. Wiedzieliśmy już na szczęście czego nie
dopilnowaliśmy rok temu więc wszystkie formalności udało się
ogarnąć i w sobotę po południu pojechaliśmy po nowego Skurwella,
zwanego również Biedą. Chociaż w sumie jest nowszy od ostatniego,
większy i czerwony – więc szybszy.
Bus zawitał do Świebo koło północy,
przywiózł z Krakowa część ekipy i poszliśmy w kimę,
zostawiając pakowanie na rano. W związku z tym, że mieliśmy
wyjeżdżać o 6:40 to umówiliśmy się na załadowywanie o 6:30.
No to ruszamy!
Wyjechaliśmy o 7, żegnani dobrymi
radami, zmartwionymi minami i tonami jedzenia. Zgarnęliśmy retszę
grupy z Mielca, dodając do naszej tony bagażu kolejną tonę
walizek.
Kolejka do granicy
Żeby nie wyjechać z Polski zbyt
szybko postaliśmy sobie na granicy 3 godziny. Było strasznie nudno
ale na szczęście chłopaki chcieli strzelić kilka zdjęć, co
okazało się jakieś strasznie nielegalne i zostali poproszeni do
kierownika zmiany. Nic z tego na szczęście nie wyniknęło i dalej
mogliśmy spokojnie stać w korku.
Lwów
Bez wrażeń dojechaliśmy do Lwowa.
Połaziliśmy trochę po mieście, tłumy okazały się straszne.
Później złapała nas ulewa więc ludzi zrobiło się trochę
mniej. Wszamaliśmy jakieś spaghetti, które było bardzo tanie ale
trzykrotnie mniejsze niż w naszych planach. Najbardziej
niepocieszony był Grzesiek gdy po pół godziny dowiedział się że
barszczu jednak nie ma i że "może będzie jutro".
Cmentarz
Wyjeżdżając z miasta chcieliśmy
zachaczyć o cmentarz Orląt Lwowskich. Weszliśmy przez przymkniętą
już bramę i spokojnie spacerowaliśmy. Chwilowo zrobiło się dosć
refleksyjnie, rozmawialiśmy o historii i relacjach
polsko-ukraińskich. Rozkminy przerwaliśmy, gdy okazało się, że
brama wyjściowa została zamknięta, a mur jest zbyt wysoki do
przeskoczenia. Szukając innego wyjścia szykowaliśmy awaryjny plan
noclegu w katakumbach, jednak po jakimś czasie znalazł nas tutejszy
stróż i wypuścił.
Nocleg numer 1
Szukaliśmy jakiegoś spania ok. 50 km
za Lwowem. Pogoda się pogarszała, słońce zachodziło więc nie
byliśmy specjalnie wybredni. Udało nam się znaleźć kawałek
pastwiska w jakiejś wsi. Z daleka słuchać było jakieś wesele a
chodząc po trawie trzeba było uważać na najprawdopodobniej krowie
lub gęsie (to jest dyskusyjne) kupy, jednak pod innymi względami
było bardzo przyjaźnie. Nawet jakiś zdziwiony dziadek przyjechał
na rowerze zobaczyć kto mu się panoszy po jego polu ale zobaczył,
że nie mamy złych zamiarów i podpowiedział nam gdzie najlepiej
rozłożyć namiot, żeby go nie podtopiło.
Zjedliśmy coś, wypiliśmy herbę i
wskoczyliśmy w namioty. W nocy obudził nas deszcz a potem duży
deszcz ale przy tym pierwszym już poprawiliśmy tropiki więc ten
drugi nic nam nie zrobił.
A wy z polszy?
Rano wbrew temu czego oczekiwaliśmy
było ciepło, zjedliśmy śniadanie, pogadaliśmy z miejscowymi
chłopami wyprowadzającymi krowy. Jeden pytał jak podoba się nam
Ukraina, odpowiedzieliśmy, że piękna, zrozumiał, że biedna, po
krótkiej rozmowie stwierdził na odchodne, że piękna, biedna
Ukraina. Potem spakowaliśmy bagażnik w nowy lepszy sposób i
pojechaliśmy dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz