Poranek
Jest poranek, powoli wychodzi słońce a my wyruszamy w stronę Czarnohory aby wyjść na Howerlę. Już po kilku kilometrach zatrzymuje nas widok za oknem, robimy sobie zdjęcie z górami w tle. Czekało nas kilka godzin na ukraińskich drogach, które miały się pogarszać, póki co było całkiem nieźle. Zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej aby obudzić się kawą i zażyć trochę higieny, trzeba przyznać, że stacje benzynowe są tu tak dobre i tak liczne jak w Polsce czego się nie spodziewaliśmy.
Za Iwano Frankiwskiem drogi zaczynają być usiane pułapkami, w których można stracić koło. Mijamy Worochtę i dojeżdżamy do szlabanu, gdzie trzeba zapłacić za wjazd pod schronisko na Zaroślaku. Cena nie jest wygórowana (15 hrywien za osobę) tak samo jak dalsza droga (15 dziur na metr kwadratowy). Podjazd jest ciężki, momentami trzeba czekać aż samochód przed nami odjedzie trochę aby się nie zatrzymać na podjeździe co mogłoby się skończyć ostrym miotaniem kamieni spod kół. W końcu dojeżdżamy pod schronisko i przygotowujemy się do wyjścia na szczyt.
Wyjście i deszcz
Nisko zawieszone chmury przeszywane promieniami słońca wyglądają równie ładnie co niepokojąco, mimo to wyruszamy zdobywać Howerlę, jest już 14ta a trasa ma mieć łącznie 4-5h więc nie mamy dużo czasu. Początkowo mylimy szlak i tracimy jakieś 15 minut ale później idziemy już do celu bez żadnych wątpliwości. Mniej więcej w 80% trasy zaczyna kropić a później padać, jest dość ślisko i późno więc decydujemy się zejść przed szczytem. Byliśmy na Howerli, co prawda nie na szczycie ale za to zdobyliśmy tzw. Małą Howerlę co lekko poprawia nam humor.
Zejście po błocie
Jest dość ślisko i już po połowie drogi w dół dziewczyny mają brązowe tyłki, oczywiście w wyniku kontaktu z błotem. Potem jeszcze Grzesiek impregnuje but i nogę w kałuży z błota i w końcu dochodzimy do busa.
Szukanie noclegu i nocleg na bogato
Jest mżawka i trochę myślimy czy może by się nie zatrzymać w jakimś przydrożnym hoteliku jednak po kilkunastu minutach jazdy busem robi się nam znów ciepło i rozglądamy się za noclegiem w krzakach. Kierujemy się na Kołomyję, odpuszczamy kilka ładnych miejsc bo jest za wcześnie a chcemy jeszcze zahaczyć o jakiś sklep.
W końcu znajdujemy sklep. Michał kupuje piwo, wychodzi przed sklep z zakupami i czyta cyrlicę: 'bezalkoholnyje', budzi to lekkie obawy wśród obecnych i każdy sprawdza swoje piwko, okazuje się, że Michał nie jest sam i wracamy się wymienić piwa na normalne co udaje się bez problemu.
Czysto. Czyści my, i wódka czysta...
Odpuściliśmy wcześniej kilka fajnych miejsc a teraz robi się ciemno a dookoła same domy - nie ma się gdzie rozbić. W końcu mijamy hotel, i postanawiamy sprawdzić po ile nocleg. Okazuje się, że wychodzi po 13 zł na głowę - dziś będziemy spać na bogato. W pokoju robimy mikro imprezkę, w między czasie myjemy się i czyści idziemy spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz