piątek, 19 sierpnia 2016

Dzień 3 – W głąb Ukrainy (s02e03)

Budzimy się w zupełnie nieoczekiwanych warunkach. Każdy z nas leży w wygodnym łóżku z miękką pościelą. Czyżby okazało się, że nasz trip dobiegł już końca i śpimy już w naszych domach? Wszyscy jednak szybko dochodzą do siebie i po upragnionym prysznicu w lekko rdzawej wodzie ruszamy dalej. Jeżeli ktoś nie czuł się jeszcze całkowicie wybudzony, po kilku chwilach na lokalnych drogach nikt już nie miał wątpliwości, że ostatecznie pożegnaliśmy się z krainą Morfeusza.



Następna stacja – Czerniowce

Zachęceni opisem tego miejsca z przewodnika, że jakoby niegdyś chodniki w tym miejscu zamiatało się różami, psy nazywało się imionami greckich bogów, wieczorami obalało się teorie estetyki, a tutejsze kury ponoć niegdyś z ziemi wydziobywały wiersze Hoelderlina, śmiało zdecydowaliśmy się nawet za cenę urwanego koła na ukraińskich wertepach, odwiedzić Czerniowce. Jest to drugie po Lwowie miasto we wschodniej Galicji, które robi na odwiedzających największe wrażenie. Stolica północnej Bukowiny, kiedyś bogate i wielokulturowe, dzisiaj jednolicie ukraińskie i biedne miasto. Na miejscu urządziliśmy dłuższy spacer, na którego trasie znalazły się okazałe kamienice i pałace, zbudowane na modłe stołecznego niegdyś Wiednia. Mineliśmy po drodze ratusz, teatr, cały różowy sobór katedralny św. Ducha, okazały Żydowski Dom Ludowy oraz Rumuński Pałac Narodowy. Dwa ostatnie są pamiątkami po społecznościach zamieszkujących to miejsce przed wojną. Najprzyjemniej spacerowało się nam po deptaku na ul. Kobylanśkoj, na którym przez ostatnie dziesięciolecie pojawiło się mnóstwo knajpek, co przeczy opisom restauracji z przewodnika w stylu: "Niskiej klasy restauracja z menu charakterystycznym dla kuchni rumuńskiej, np. mamałyga".




Prawie jak na Sorbonie...

Po zjedzeniu tradycyjnego dla Ukrainy obiadu, w którym nie brakło typowego tutaj borszczu, oddaliśmy się zwiedzaniu, chociaż niektóym ciężko było chodzić ze względu na przejedzenie. Najszczęśliwszym członkiem ekipy wydawał się być Grzegorz, który w końcu dostał swoją porcje borszczu. Gwoździem programu okazał się kompleks niemieckiego uniwesytetu, założonego w Czerniowcach w XIX wieku. Pierwotnie pałac biskupów prawosławnych, z zewnątrz robi bardzo dobre wrażenie. Za drobną opłatą wpuszczono nas na teren kampusu. Niestety dalej nie mieliśmy już zbyt wiele szczęścia. Nie udało się nam wejść do głównego, administracyjnego budynku, ani do ponoć bogato zdobionej cerkwi, której kopuła zdaje się dominować nad całym miastem.






Szybciej, bo czerwony Skurvello na nas czeka!

Ostatnim punktem na mapie naszego zwiedzania był lokalny dworzec, z piekną halą dworcową. Po zaspokojeniu pewnych oczywistych potrzeb, ale też tych konsumpycjnych, z dużym opóźnieniem ruszyliśmy dalej. Niestety ze względu na czas musieliśmy odpuścić zwiedzanie znanego z historii Chocimia.



Po dwóch godzinach nieustannego wstrząsania, podskakiwania samochodu i omijania slalomem dziur drogowych, z dużą dozą zadowolenia wysiedliśmy na parkingu w Kamieńcu Podolskim. Miasto to jest punktem docelowym wielu wycieczek polskich miłośników kresów. Ciekawi polskich pamiątek w tym mieście, nie mogliśmy tu nie przyjechać. Na początku, przechodząc przez most Nowoplanowski zrobiliśmy kilka zdjęć nad jarem wyżłobionym przez rzekę Smotrycz. Część z nas wybrała alternatywny sposób pokonania rzeki, zjeżdżając na linie nad przepaścią.


Byliśmy także pod katedrą św. Piotra i Pawła, nad którem góruje minaret, na którego szczycie znajduje się figura Matki Boskiej. Jest to pamiątka po toczonych na tych terenach wojnach z Turcją, w wyniku których miasto przechodziło pod władze różnych stron. Zwieńczeniem dnia był widok na twierdzę, która pięknie komponuje się w otoczenie ze swoimi strzelistymi basztami. Przez setki lat niedostępna dla wroga, nie do zdobycia okazała się także dla nas. Pomimo prób przekonania pana strażnika, nie udało się nam wejść do środka. Przyjechaliśmy niestety zbyt późno.

Dawaj tutaj!

Spragnieni lekkiego czilu, chcieliśmy jak najszybciej znaleźć miejsce do spania. I tak oto, znalazło znalazło się pewne pole z pięknym widokiem na ogromną fabrykę, prawie jak na zawołanie.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz