poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Dzień 6 - Bardzo droga podróż (s02e06)

Kolejna pobudka w polu

Nocleg na Białoruskim polu był bardzo udany, spodziewaliśmy się deszczu ponieważ wieczorem było bardzo pochmurnie, ale rano przywitało nas słońce. Korzystając z dobrych warunków robimy wspólną jajecznicę, w międzyczasie mijają nas mieszkańcy jadący składakami do pracy.




MANDAAAT!

Spędzamy trochę czasu na drogach, jedziemy tak aby ominąć opłaty i nadkładamy trochę drogi. Usypia nas gładkość Białoruskich dróg aby po chwili obudził nas radiowóz na sygnale. Wszyscy wyrwani ze snu zapinają pasy i zjeżdżamy na bok. Początkowo myślimy, że Grzesiek przekroczył prędkość ale okazuje się, że nie uiściliśmy opłaty za drogę. Policjanci pokazują nam zdjęcie z bramki pytając 'eto wasza maszina?' i nie mamy jak z nimi dyskutować. Próbujemy coś negocjować, ale mówią, że wszystko jest w systemie i nic nie mogą zrobić. Pokazujemy im naszą mapę płatnych dróg, z której wynika, że jesteśmy na darmowej drodze, oni pokazują nam swoją wersję tej mapy, z której wynika, że miesiąc temu część dróg ewoluowała i stała się płatna. Żegnamy się z dwustoma euraskami (około 860 złotych [czyli 430 harnasi plus te, które by się wygrało!!!]) i bluzgając pod nosem dziękujemy ambasadzie Białorusi za podarowanie nam nieaktualnej mapki.



Policjant zawraca nas przez pas zieleni i daje instrukcje rysując jednocześnie na karteczce gdzie możemy kupić BelToll. Wracamy według instrukcji i kupujemy nadajnik (Grzesiek podpisuje umowę jakby co najmniej brał kredyt) - skanujemy szybę wykrywaczem dobrego miejsca na nalepienie BelTolla, montujemy i jedziemy dalej.

Tracimy jakąś godzinę i dojeżdżamy do bramki poboru opłat. Przejeżdżając pod nią nasze urządzonko ma zapikać raz, jeżeli wszystko poszło dobrze. Na chwilę wszyscy zamierają, nie chcąc dodać kolejnej stówki do mandatowej kolekcji, po około sekundzie ciszy słyszymy PIK i wszyscy możemy odetchnąć z ulgą.

Bel Toll - krótkie info

Bel Toll to system poboru opłat za przejazd drogami płatnymi na Białorusi, praktycznie wszystkie drogi wokół Mińska są płatne. Koszty są dość niskie jednak początkowo odstrasza 20 euro kaucji oraz minimalne 'doładowanie' w wysokości 25 euro. Jak się okazało kaucja zostaje później zwrócona a niewykorzystane euraski z doładowania są zwracane przy oddawaniu urządzenia. Cena dla auta do 3.5 tony to 0.04 euro za kilometr.

Zaciskamy pasa

Na tak potworny mandat reagujemy różnie. Zaczynamy od smutku i rozmyślań co mogliśmy zrobić inaczej, a kończymy na planach zemsty albo zbierania funduszy
od wszystkich czytelników bloga. Potem przypominamy sobie, że czytelnikami są nasze mamy, więc tracimy zapał. W sumie jeżdżenie w 9 osób ma taki plus, że każda opłata dzieli się na 9 części i z 200 euro nagle robi się 100 zł na głowę. Po sprawdzeniu stanu konta i skomplikowanych kalkulacjach stwierdzamy, że nawet jest cień szansy zmieścić się w budżecie.

Mińsk

Do Mińska dojeżdżamy z dwugodzinnym opóźnieniem a potem jeszcze tracimy godzinę na szukanie parkingu. Warto wspomnieć, że przez przypadek próbujemy zaparkować w parkingu dla pracowników KGB, Michał pyta przez domofon 'można zaparkjować maszinu?' ale instruują nas, że parking dla zwykłych zjadaczy chleba jest dalej. Parkujemy w końcu na parkingu podziemnej galerii pod Placem Niepodległości. Przechodzimy przez galerię handlową lekko zmieszani, bo w głośnikach zamiast ogłupiającej melodyjki leci dziwna propagandowa melodia przypominająca Chór Aleksandrowa.





Przyjaciele z ESTIEM

W Mińsku spotykamy się z Artemem i jego dziewczyną Nastiją, dzięki którym w ogóle dostaliśmy się na Białoruś. Pomogli nam bardzo w formalnościach przy ubieganiu się o wizę. Oprowadzili nas po Mińsku, między innymi pokazali nam jedyną ulicę, która nie została zburzona podczas wojny. Warto wspomnieć, że dawniej Mińsk uważano za najpiękniejsze z miast byłego ZSRR. Jednak po wojnie, kiedy zostało zburzone, Stalin odbudował je tak, aby pokazywać siłę i potęgę komunistycznego państwa.



Białoruś oczami mieszkańców

Zwiedzanie miasta z tubylcami ma takie plusy, że zamiast oglądać wszystkie pałace i pomniki idziemy do starej fabryki alkoholu na zakupy i na hipsterską dzielnicę miasta na cydr. Siadamy w jakimś alternatywnym lokalu na drewnianych paletach i rozmawiamy o różnych rzeczach. Dowiadujemy się, że Białorusini uczą się Białoruskiego w szkole a później w ogóle go nie używają, by w końcu go zapomnieć. Co więcej okazuje się, że wg nich Adam Mickiewicz był Białorusinem i tak jak my uczą się 'Litwo ojczyzno moja' na pamięć.

Mieszkańcom Białorusi do Unii Europejskiej dostać jest się bardzo ciężko, muszą przechodzić różne kosztowne procedury. Jest to uciążliwe nie tylko z punktu widzenia turystyki i pracy, ale chociażby przez to, że nie ma tam popularnych sklepów z ubraniami i wiele osób robi wyjazdy po same ciuchy. Za to z Białorusi można wjechać do Rosji bez problemu i żadnych procedur (co przez kilka sekund nas nawet kusiło). Białorusini czują się bezpiecznie w swoim państwie. Sportem narodowym Białorusi jest hokej, ponieważ prezydent Łukaszenko gra w hokej. Nie sądzą, że cokolwiek się zmieni, raczej panuje uczucie, że rząd jest tak mocny, że cokolwiek by nie robili to nic się nie da zmienić.

Te i wiele innych rzeczy dowiedzieliśmy się od Artema i Nastiji. Było to bardzo pouczające spotkanie, bo jesteśmy sąsiadami a właściwie nic o sobie nie wiemy. Wokół Białorusi i jej ustroju narosło wiele mitów, które chcieliśmy przetestować na własnej skórze. W nas kraj ten wzbudził różne sprzeczne uczucia. Z jednej strony w wielu miejscach jest bardziej bogato niż u nas, wszystko jest czyste, zadbane, każdy trawnik przystrzyżony, nie spotkaliśmy żadnego bezdomnego, żadnego paskudnego graffitti na ścianie. Z drugiej strony mijanym na ulicach ludziom brakuje pewnego luzu, który widać w miastach zachodnioeuropejskich. Mińsk cały sprawia wrażenie miasta "na pokaz", mającego robić wrażenie i świadczyć o potędze państwa, niekoniecznie brane są pod uwagę potrzeby jego mieszkańców. Wszystko jest wielkie, momentami budzące zachwyt, innym razem przerażenie ilością aut i betonu.



Wymęczone Skurvello

Późnym wieczorem pakujemy się w busa, podziwiając Mińsk nocą i dziwiąc się, skąd tam cały ten przepych. Bardzo długo szukamy noclegu, miasto i przedmieścia ciągną się w nieskończoność. Miejscówkę znajdujemy dopiero koło północy i jest to ostatnio nasz sprawdzony typ - droga na skraju lasu, po drugiej stronie z suchym i płaskim ścierniskiem. Szybko rozkładamy namioty i w byle

jakich ciuchach kładziemy się spać, wiedząc, że następnego dnia czeka nas kąpiel w jeziorze i nadrabianie zaległości z higieną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz