Po porannej walce z zakopanym Skurwellem dojeżdżamy w końcu do stacji benzynowej, jesteśmy już dość blisko granicy z Białorusią i nie ma tu takich stacji jak na południowym zachodzie Ukrainy. Ta na której się zatrzymujemy ma tylko jedną toaletę (jak większość) a w środku zamiast sklepu, hot-dgów i kawy są kwiatki i sofa, nie można tutaj nic kupić oprócz paliwa. Tak czy siak rozkładamy się na parkingu, rozwijamy sznurek, wieszamy ubrania. W obroty idzie tuńczyk i paprykarz, który spożywamy przy turystycznym stoliku. Po ponad godzinie w końcu wszystkim udaje się zaczerpnąć trochę czystości z umywalki a i Skurwello jest czystszy bo udaje się nam pożyczyć miotłę i mop.
Do granicy
Dojazd do granicy to już same lasy i poligony. Wyjazd z Ukrainy idzie bardzo szybko bo nie ma żadnej kolejki, celnik widząc stopień załadowania bagażnika macha ręką i puszcza nas dalej. Jedziemy około kilometr przez ziemię niczyją i dojeżdżamy do Białorusi, tutaj już jest spory korek i nastawiamy się na godziny czekania. Wzdłuż kolejki samochodów jeździ na rowerze baczeka, któa sprzedaje napoje, batoniki i kawę z termosu. Oprócz niej chodzi pogracznik, który nas wyłapuje i udziela nam informacji, że nas puści bokiem bo zaliczamy się do autobusów, dzięki czemu omijamy korek i już jesteśmy na odprawie celnej.
Tutaj okazuje się, że musimy wypakować całego Skurwella bo będą przeglądać bagaż, trzy razy pytamy w trakcie czy naprawdę mamy to wypakowywać. Koniec końców musieliśmy przećwiczyć sztukę rozpakowywania i zapakowywania bagażnika. Udało się przejść całą papierkową robotę, wizy też przeszły i oto jesteśmy na Białorusi.
No to na Homel
Wjechaliśmy na Białoruś i kierujemy się na Homel. Na pierwszej stacji benzynowej okazuje się, że stacje tu nie są za bogate i nie ma co liczyć na kawkę i hot-dogi. O kantor też ciężko. Rozważamy zakup BelToll ale stwierdzamy, że ominiemy drogi płatne przez które mieliśmy jechać (44km do Mińska) i nadłożymy trochę drogi.
W mieście Homel zamierzamy wymienić pieniądze, coś zjeść i zobaczyć pomnik Lenina. Z tym pierwszym idzie ciężko, nie widać tu kantorów, pytamy przechodniów gdzie można wymienić pieniądze i okazuje się, że tu robi się to w bankach. Kupujemy ruble, niektórzy dostają ich 50, inni 500000 a to przez denominację, która miała tu ostatnio miejsce i wciąż operuje się tu starymi i nowymi pieniędzmi. Jemy kolację w restauracji, robimy zdjęcie z Leninem i wracamy do busa, żeby udać się na nocleg.
Nocleg
Tutaj na Białorusi jest dość płasko a duże przestrzenie są pokryte ogromnymi polami i gospodarstwami w stylu PGR. W końcu kilometr od głównej drogi znajdujemy dogodne miejsce i rozkładamy się na nocleg. Jest dość pochmurnie ale mamy nadzieję, że tym razem nie będzie padać i trochę wyschną nam namioty. Na polnej dróżce rozkładamy stolik i krzesełka aby raczyć się piwkiem i krabowymi czipsami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz