Obudziliśmy się na parkingu średnio wyspani. Doszliśmy do wniosku, że nie chcemy jeść śniadania pod sklepem więc ruszyliśmy w drogę.
Pierwszy posiłek zrobiliśmy sobie już w Kotorze przy samym wybrzeżu z widokiem na fiordy. Po ciężkiej nocy odbiliśmy sobie wykwintnym śniadaniem - w menu były parówki i jajecznica. Chłopaki spędzili pół godziny kłócąc się kto nie myje patelni, licytując się jak ciężko mają podczas wyprawy - ostatecznie pracą zespołową udało im się tego dokonać. Radas przyniósł wodę z morza, Meksyk włożył patelnię, Piotras przyniósł gąbkę, a Domino przyłapany na opierdalactwie musiał umyć frisbee. Patelnia pozostała brudna ale mimo to najedzeni ruszyliśmy w miasto.
Klimatyczne miasto
Kotor to urocza mieścinka wpisana na listę UNESCO. Ma śródziemnomorski charakter, pełne jest wąskich uliczek, nieregularnych placów, świątyń i pałaców, jej niesymetryczny układ pochodzi jeszcze z okresu średniowiecza. Całość otoczona jest grubymi murami obronnymi. Jakby tego było mało z trzech stron nad miastem unoszą się góry i urwiska. Sama nazwa ma chyba coś wspólnego z kotem i wszędzie były koty ale nie chciało nam się już w to wnikać.
Spacerowaliśmy chwilę po starówce i patrząc na górującą nad miastem cerkiew i twierdzę zdecydowaliśmy się tam wspiąć. Widoki były jak zawsze fantastyczne, choć wróciliśmy stamtąd ledwo żywi. Odpalając vana przekonaliśmy się dlaczego tak było - termometr wskazywał 47 stopni.
Ukojenie
Na szczęście ukoiliśmy spieczone ramiona wskakując do pobliskiego morza. Ciężko było stamtąd wyjść - woda była przyjemnie chłodna i chyba z godzinę bawiliśmy się różowym frisbee we wróżki a później zjedliśmy ciepłego arbuza na deser. Jakiś luj ukradł Piotrasowi okularki ale udało się je polubownie odzyskać. Przy takiej pogodzie podczas pakowania się do auta znowu byliśmy mokrzy od stóp do głów ale nie zważając na to opuściliśmy Kotor.
Wgłąb Czarnogóry
Dalsza droga wiodła nas wgłąb kontynentu, bo następnego dnia planowaliśmy wypad w górki. Po drodze zahaczyliśmy o Ostrog - jeden z najważniejszych ośrodków Serbskiej Cerkwi Prawosławnej. Budynek jest wbudowany w jamę skalną, przez co sprawia imponujące wrażenie, w XVII w. pokryto go freskami. Sam monastyr jest ładny ale bez szału, bardziej podobała nam się jego lokalizacja. Po spacerze i kilku krzywych spojrzeniach starych pań pojechaliśmy w kierunku gór.
Nowy dom
Kładąc się spać wpatrywaliśmy się w gwiazdy, których już dawno nie widzieliśmy w takiej ilości. Był to niesamowity widok, którego nie zapewniłby nam nawet najlepszy hotel. Zasnęliśmy przed 23 bo następnego dnia planowialiśmy poranną wspinaczkę na najwyższą górę w Czarnogórze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz