Monastyry
Po błyskawicznym zebraniu się do busa (co zawsze jest problematyczne), ruszyliśmy na Meteory. Jest to chyba największa atrakcja Grecji niezwiązana z wybrzeżem i obowiązkowy punkt naszej wycieczki. Już w drodze na miejsce zapiera nam dech, wyłaniające się zza gór skały robią niesamowite wrażenie.
Meteory od wieków rozbudzały ludzką wyobraźnię. Związane z grecką mitologią, stały się następnie centrum życia zakonnego chrześcijaństwa. W szczytowym okresie (XIII w.) na skalnych urwiskach znajdowały się 24 monastyry. Po wielu kryzysach i upadkach zostało ich 6, systematycznie remontowanych i dobrze zarządzanych. Są udostępnione do zwiedzania i jednocześnie toczy się w nich normalne, ciche życie zakonne.
Decydujemy się na zwiedzenie dwóch z nich, jest 9 rano więc jest to jeszcze wykonalne, gotujemy się tylko trochę. Oba są bardzo klimatyczne, nie są skomercjalizowane - do tego stopnia, że długie spodnie u dziewczyn okazują się gorszące i trzeba ubrać jakieś śmieszne narzutki na nogi (pasujące idealnie do trampek i koszulki z Jackiem Danielsem).
W końcu słońce dopieka nam już niemiłosiernie i pakujemy się do busa. Znowu Skurwello okazuje się najlepszym punktem widokowym i przy widoku gór wszyscy (poza kierowcą) zasypiamy jak dzieci.
Janina
Zatrzymujemy się w Greckim miasteczku w poszukiwaniu wifi i sklepu. Jest drogo, gorąco a obok pan wierci dziurę młotem pneumatycznym. Roztapiamy się ale udaje się wysłać nowego posta.
Granica z Albanią
Nagle budzimy się w busie i okazuje się, że kierowiec Piotras wywozi nas do Albanii. Podczas przejazdu przez granicę brakuje nam jakiegoś white paper ale dajemy umowę wynajmu auta, która jest biała. Pan mówi, że to nie to ale i tak nas puszcza. Wyjeżdżamy z UE i dostajemy pierwszą pieczątkę w paszporcie. Wymieniamy pieniądze na luje albańskie (leki), na granicy można wypić kawę espresso za około 2zł do której Albańczycy dają rurkę, żeby się łatwiej piło.
42 stopnie
Skurwello pokazuje nam, że jest 42 stopnie, w tej rekordowej dla nas temperaturze zwiedzamy Gjirokastre - pierwsze albańskie miasteczko. Oprócz zamku dużą atrakcją jest policja z kałachami.
Droga
Jedziemy do nadmorskiego miasteczka Sorandy aby znaleźć w okolicy miejsce na nocleg. Jazda tutaj to jeden duży wyścig. Albańczycy wyprzedzają na zakrętach po wewnętrznej jakby byli na gokartach, jadą lewym pasem ile się da a gdy coś jedzie z przeciwka to hamują. Jeżeli jest tylko miejsce wciskają się z prawej, jak go nie ma to starają się zdobyć je trąbiąc. Na serpentynach tworzą się mini peletony samochodów. Jedziemy za jakimś wolniejszym Albańczykiem, za nami jedzie autobus, który od 10 minut próbuje nas wyprzedzić a droga prowadzi przez góry i jest bardzo kręto. W końcu autobus wyprzedza cały peletonik i pędzi dalej. Dojeżdżamy do rąda gdzie widzimy jak autobus wysadza ludzi i wbija z powrotem na drogę, tak aby nie stracić swojej pozycji i nie musieć nas wyprzedzać. Na albańskich drogach spotykamy jeszcze kilka pojazdów, których wygląd ostrzega nas, że mogą się rozpaść w każdej chwili, kilka home-made trójkołowców z babą na wózku lub w innym przypadku workiem ziemniaków oczywiście bez żadnego oświetlenia.
Nocleg
Mijamy Sorandę, w której spotykamy mnóstwo policjantów machających lizakami, którzy raczej zaganiają samochody, żeby jechały a nie pilnują porządku. Znajdujemy zejście do plaży, gdzie pytamy bossa tej plaży czy można zostać na noc. Odpowiada nam po angielsku, że 500lujów to kosztuje, i że możemy korzystać w tej cenie z wszystkiego. Przy plaży jest mini bar, nie ma tam obsługi bo boss i jego podwładni siedzą przy stoliku jak goście. Pytamy ich o piwo, okazuje się, że bar jest samoobsługowy i if you want beer go and take it, tylko potem mu trzeba dać luje. Boss siedzi przy stoliku i lczy kasę przy czym do nas zagaduje i opowiada nam o swoim życiu. Jest emerytowanym żołnierzem, uczył ludzi przetrwania, pracował w USA gdzie był taksówkarzem, construction builderem a teraz wrócił do kraju i kupił plażę, nadrabiając zaległości z synem.
Przed pójściem spać robimy kolację, jemy i pijemy grając na gitarze i śpiewając. Boss przynosi nam owoce i ser w ramach poczęstunku. Kąpiemy się w morzu, jest tu krystalicznie czysta woda i klif z chatką z której można skakać do morza, co odkładamy na następny dzień. Znów śpimy na leżakach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz