środa, 29 lipca 2015

Dzień 19 - Powrót i podsumowanie

Powrót

Wstaliśmy rano i pojechaliśmy do Polski. Czekało nas kilkanaście godzin siedzenia w Skurwellu i trzymania nogami butelek z zakupionymi winami tak, żeby się nie przewracały. Wszystko szło w miarę sprawnie, całość była urozmaicona co najwyżej postojami na stacji i granicach, gdzie kupowaliśmy winiety. Jadąc przez Austrię gdzie zrezygnowaliśmy z płatnych autostrad, które w tym kraju są wyjątkowo drogie utknęliśmy na pół godzny w korku.



Stojąc w korku postanowiliśmy zbadać jego przyczynę, tak naprawę był to pretekst do rozprostowania nóg i krótkiego spaceru. Okazało się, że na drodze wylądował śmigłowiec, i chyba spowodował stłuczkę bo obok stały dwa obite samochody, na szczęście nikomu nic się nie stało, tak przynajmniej sądzimy z uszkodzeń samochodów i tego, że nikogo tam nie opatrywali.

Przy okazji warto wspomnieć, że drogi prowadzone przez Alpy robią wrażenie, nie chodzi tu tylko o widoki ale też o to, że zbudowanie drogi która raz wiedzie 50m nad ziemią a raz pewnie z 5km przez tunel dla nas polaków oznacza 50 lat budowy i drugie tyle opóźnienia.



Hot-dog, hod-dog mniam, mniam, mniam

W pewnym momencie powrotu ożywiła nas muzyka znanego i lubianego polskiego zespołu disco-polo. Ożywiła nas na jakieś 15min a potem przez kilka godzin jechaliśmy jak zombie słuchając tego dalej. Ostatnią i chyba największą atrakcją tego dnia była długo wyczekiwana pierwsza stacja benzynowa w Polsce, na której się zatrzymaliśmy. Zjedliśmy tam na bogato po kilka hot-dogów, wypiliśmy nawet kawkę a to wszystko dzięki temu, że płaciliśmy kochanymi polskimi złociszami w naszych ludzkich polskich cenach. Musimy dodać też, że piersza stacja benzynowa w polsce była najlepszą stacją benzynową jaką mieliśy przyjemność odwiedzić przez ostatnie prawie 20dni. Były tutaj prysznice, toalety z sedesami (dziury w ziemi zamiast normalnego kibla prześladowały nas nawet w Austrii), sklep i dobre jedzenie w dobrych cenach. Na dodatek dostawało się to co się chciało zamówić a nie to co pani myślała, że chcemy.



Podsumowanie

Przejechanie około 7000 km i 0 ofiar w ludziach możemy uznać, za duży sukces zważając na to, że dużą część czasu spędzaliśmy razem zamknięci w Skurwellu. Wszystkie dzikie noclegi odbyły się bez problemów, nikt nie został porwany ani co gorsza okradziony. Jedynym zaskoczeniem było to, że nasz baniak bimbru nie zostął wypity i jego resztka wróciła do ojczyzny (pracujemy nad nią).



Samochód 

Skurwello mimo kilku gorszych chwil wytrzymał dzielnie. A na następny dzień po powrocie odpłaciliśmy się mu i jako niespodzianka  zabraliśmy go do Świebodzin-PrzedDomemBudzika-CarSpa gdzie został lekko odświeżony.



Opóźnienie

Ten post jest dodany z duużym opóźnieniem ponieważ początkowo planowałem wrzucić go wraz z filmikiem, który jest w trakcie montarzu, ale jako że tworzenie filmu się przeciąga (ciężko choćby zebrać wszystkie zdjęcia do kupy, samo GoPro wyprodukowało nam prawie 60GB zdjęć i filmików, które trzeba odfiltrować bo na co drugim jest mój ryj albo krzaki, przy okazji tak długiego nawiasu, który sprawia, że i tak każdy kto to czyta zapomni o czym było zdanie na zewnątrz nawiasów dodam jeszcze, że analiza pierwszych 45GB zdjęć wykazuje, że Biadolin przez całą wyprawę ani razu nie zmienił miny) to ten post zostaje dodany bez filmiku a ten jak już sobie zostanie se stworzony to się że se tu pojawi. Hej!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz