Obudził nas wschód słońca, który mogiśmy podziwiać zaspanymi oczami przed 6tą rano. Potem dość ślamazarnie zaczęliśmy się doprowadzać do użyteczności, wykąpaliśmy się w morzu Egejskim i odbyliśmy wyprawę do toi-toi i pryszniców.
Nasz Skurwello trochę się zabałaganił - musieliśmy go dla naszego komfortu przepakować i posprzątać.
Pogłaskaliśmy lokalnego kota, Piotras powąchał jakiegoś psa i pojechaliśmy dalej.
Saloniki
Chcieliśmy je minąć zahaczając tylko o jakiś supermarket ale Beata-Paulina (z domu Bąk), poprowadziła nas przez wąskie uliczki centrum miasta. Gdy już przecisnęliśmy się przez Saloniki pojechaliśmy dalej w kierunku wąwozu Tempi drogą na Larisę.
Poszukiwania
Wąwóz Tempi to lokalna nazwa na przełom rzeki Pinios :) między ścianami Olimpu i Óssy. Niestety znów nie udało się nam odnaleźć punktu widokowego. Skurwello to jednak najlepszy punkt widokowy i podziwialiśmy widoki przez jego okna.
Ambelakia
Ambelakia to jedna z najbardziej interesujących miejscowości Tesalii, ukryta przy wąwozie Tempi. W tym malowniczym miejscu podziwialiśmy widoki na dolinę Piniosu i południowy Olimp, a przede wszystkim podziwialiśmy uliczki i domki praktycznie wyrastające ze zbocza góry. Ambelakia sprawia wrażenie jakby zatrzymał się tu czas, w tradycyjnych zabudowach Ambelakii mieszka 500 stałych mieszkańców. To cud, że to miejsce nie jest zalane przez turystów. W centrum jest zacieniony drzewami i zadaszeniami plac ze stolikami, gdzie spotykamy pierwszych ludzi - odpoczywających przy złotym trunku greków. W całym mieście nie widać żadnych turystów.
Po miasteczku oprowadza nas pies przewodnik. I nie chodzi o to, że zatruliśmy się bimbrem - po prostu jakaś psina miała w planie oznaczyć cały swój teren, a my akurat chcieliśmy go zwiedzić.
Przegrzanie
Gdy zrobiło się nam zupełnie gorąco stwierdziliśmy, że chłonięcie klimatu tego miejsca spacerując nam nie wystarcza i wypada wchłonąć tutaj trochę zimnego piwa. Zamawiamy je językiem migowym i siadamy w zacienionym ryneczku.
Łyk cywilizacjiJedziemy do galerii zrobić zakupy na wieczornego grilla i wrzucić post na bloga za pomocą wifi w McDonaldzie.
Atak komarów
Wracamy na ziemię i jedziemy szukać noclegu. Na cel obieramy sobie Stomio, gdzie robimy szaszłyki na grillu, gramy w piłkę i siatkówkę, kąpiemy się i pijemy ciepłe winko. Gdy już jesteśmy zmęczeni grą okazuje się, że jest tu mnóstwo komarów - gryzły nas nawet podczas brania prysznica. Mieliśmy spać pod gołym niebem bo rozbijanie namiotów na dziko jest tutaj zabronione, a rozbijanie ich w sposób cywilizowany kosztuje 15 euro od namiotu. Koło 23ciej postanawiamy pojechać do następnego miasteczka i tam spróbować szczęścia.
Ślepa uliczka
Jedziemy przez greckie ciemności a Beata robi nam żart i wprowadza nas w krętą nieutwardzoną dróżkę. Wszystko kończy się tym, że przy zapachu palonego sprzęgła zawracamy Skurwella na 10 razy przed jakimś domem, z którego wychodzi Grek i pyta co się dzieje po grecku i niemiecku. Odpowiadamy, że "we lost" i jedziemy dalej.
Polska grecka knajpa
Nasz Skurwello trochę się zabałaganił - musieliśmy go dla naszego komfortu przepakować i posprzątać.
Pogłaskaliśmy lokalnego kota, Piotras powąchał jakiegoś psa i pojechaliśmy dalej.
Saloniki
Chcieliśmy je minąć zahaczając tylko o jakiś supermarket ale Beata-Paulina (z domu Bąk), poprowadziła nas przez wąskie uliczki centrum miasta. Gdy już przecisnęliśmy się przez Saloniki pojechaliśmy dalej w kierunku wąwozu Tempi drogą na Larisę.
Poszukiwania
Wąwóz Tempi to lokalna nazwa na przełom rzeki Pinios :) między ścianami Olimpu i Óssy. Niestety znów nie udało się nam odnaleźć punktu widokowego. Skurwello to jednak najlepszy punkt widokowy i podziwialiśmy widoki przez jego okna.
Ambelakia
Ambelakia to jedna z najbardziej interesujących miejscowości Tesalii, ukryta przy wąwozie Tempi. W tym malowniczym miejscu podziwialiśmy widoki na dolinę Piniosu i południowy Olimp, a przede wszystkim podziwialiśmy uliczki i domki praktycznie wyrastające ze zbocza góry. Ambelakia sprawia wrażenie jakby zatrzymał się tu czas, w tradycyjnych zabudowach Ambelakii mieszka 500 stałych mieszkańców. To cud, że to miejsce nie jest zalane przez turystów. W centrum jest zacieniony drzewami i zadaszeniami plac ze stolikami, gdzie spotykamy pierwszych ludzi - odpoczywających przy złotym trunku greków. W całym mieście nie widać żadnych turystów.
Po miasteczku oprowadza nas pies przewodnik. I nie chodzi o to, że zatruliśmy się bimbrem - po prostu jakaś psina miała w planie oznaczyć cały swój teren, a my akurat chcieliśmy go zwiedzić.
Przegrzanie
Gdy zrobiło się nam zupełnie gorąco stwierdziliśmy, że chłonięcie klimatu tego miejsca spacerując nam nie wystarcza i wypada wchłonąć tutaj trochę zimnego piwa. Zamawiamy je językiem migowym i siadamy w zacienionym ryneczku.
Łyk cywilizacjiJedziemy do galerii zrobić zakupy na wieczornego grilla i wrzucić post na bloga za pomocą wifi w McDonaldzie.
Atak komarów
Wracamy na ziemię i jedziemy szukać noclegu. Na cel obieramy sobie Stomio, gdzie robimy szaszłyki na grillu, gramy w piłkę i siatkówkę, kąpiemy się i pijemy ciepłe winko. Gdy już jesteśmy zmęczeni grą okazuje się, że jest tu mnóstwo komarów - gryzły nas nawet podczas brania prysznica. Mieliśmy spać pod gołym niebem bo rozbijanie namiotów na dziko jest tutaj zabronione, a rozbijanie ich w sposób cywilizowany kosztuje 15 euro od namiotu. Koło 23ciej postanawiamy pojechać do następnego miasteczka i tam spróbować szczęścia.
Ślepa uliczka
Jedziemy przez greckie ciemności a Beata robi nam żart i wprowadza nas w krętą nieutwardzoną dróżkę. Wszystko kończy się tym, że przy zapachu palonego sprzęgła zawracamy Skurwella na 10 razy przed jakimś domem, z którego wychodzi Grek i pyta co się dzieje po grecku i niemiecku. Odpowiadamy, że "we lost" i jedziemy dalej.
Polska grecka knajpa
W końcu udaje się dojechać do następnej wioski, tutaj jest dużo lepiej, nie ma komarów i jest dużo miejsca na spanie pod gołym niebem. Po przeprawach z ślepą uliczką i zawracaniem stwierdzamy, że musimy wypić piwko. Wbijamy do pierwszej lepszej knajpy, przeglądamy menu i okazuje się, że nazwy potraw i napojów są też po polsku a w tv leci mecz siatkówki Polska - Serbia. Zamawiamy piwo w języku polskim i oglądamy mecz do stanu 2:1 dla naszych, po czym jesteśmy tak zmęczeni, że udajemy się spać.
Psy
W nocy budzą nas psy. Pierwsze wrażenie jest takie, że chcą nas zaatakować bo słychać tylko jakieś warczenie i to, że jakieś zwierze biegnie w naszym kierunku. Żaden pies nas jednak nie atakuje ale tylko obwąchuje i się tym bardzo cieszy, to pewnie przez to, że Piotras jest pół człowiekiem pół psem i dobrze się z nimi dogaduje. Sytuacja powtarza się jeszcze parę razy ale raczej nam to już nie przeszkadza. Ostatecznie budzi nas jakaś pijana dziewczyna, która koniecznie chce iść na plażę oglądać wschód słońca a jej towarzysz zdecydowanie przeciwnie. Wstajemy, oglądamy jak słońce wyskakuje z morza, my wskakujemy do Skurwella i jedziemy dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz