niedziela, 12 lipca 2015

Dzień 2 - Ładny asfalt - jedziemy tam

Heheszka

Drogi pamiętniczku... Po noclegu w słowackich krzakach udaliśmy się dalej w kierunku Rumuni. Czekał nas jeszcze przejazd przez Węgry. Jadąc bocznymi drogami podziwialiśmy węgierskie wsie. W jednej z nich postanowiliśmy wydać resztę forintów. Wydaliśmy je mądrze - na dwulitrowe wino w butelce po oleju i lody "Miki". Ludzie byli bardzo mili, dali nam heheszkę, czyli reklamówkę i pomachali jak odjeżdżaliśmy.





Rumunia

W Rumuni tuż za przejściem granicznym przywitał nas Rumun, który chciał chrupek. Prosił, prosił i wyprosił. Dostał chrupek i poszedł.

Początek Rumuni to raczej stare drogi i rozlatujące się gospodarstwa przeplatane bardzo dużymi, bogato urządzonymi według dziwnego gustu domami. Szczególnie widać tu tendencję do ozdabiania domów kafelkami i ciekawymi wykończeniami dachów czy bram.

Góry i pagórki

Jadąc dalej na wschód w kierunku Sabanty celem zobaczenia "Wesołego cmentarza", wjeżdżamy w pasmo Karpat. Droga na zmianę prowadzi serpentynami w doliny i na szczyty.

ObiadParę kilometrów przed Sabantą zatrzymujemy się na jednym z podjazdów, gdzie są piękne widoki i ławeczki. Wyciągamy nasze graty i gotujemy obiad - nie ma to jak ryż z leczo i konserwą, lepszy jest chyba tylko paprykarz.


Wesoły cmentarz

Docieramy do pierwszego celu - cmentarza, gdzie Rumuni postanowili ozdabiać groby malowanymi płaskorzeźbami, przedstawiającymi sceny z życia zmarłych a czasami okoliczności ich śmierci.





Okazuje się, że większość Rumunów albo było drwalami albo strażakami Głównym ich zajęciem było też picie a w przypadku kobiet pranie i nawijanie włóczki lub robienie "waty cukrowej". Duża część leżących tam zmarłych zginęła pod kołami samochodów lub za ich kierownicami.




Monastyr


Nieopodal cmentarza zwiedzamy jeszcze Sapanta Perii - najwyższy drewniany obiekt sakralny liczący sobie 75 metrów wysokości.



Kierunek Sighisoara

Po zwiedzaniu monastyru wsiadamy do busa i jedziemy do miasta gdzie urodził się Vlad Palownik znany jako Dracula. Jest już dość późno a mamy do przejechania około 315km.

Jedziemy krętymi drogami podziwiając widoki. Domino próbuje je uwieczniać na zdjęciach wystawiając aparat przez okno ale ma raczej tendencję do fotografowania przydrożnych krzaków i drzew.

Powoli oprócz podziwiania widoków zaczynamy rozglądać się za miejscem na nocleg.

Fajny asfalt

Znajdujemy drogę w bok, jest z nowego asfaltu. Postanawiamy tam poszukać naszego obozowiska, a jako że nawigacja znajduje tam drogę alternatywną to jedziemy tamtędy dość śmiało.

Niestety nasz GPS nazwany przez nas Beata-Paulina okazał się mieć poczucie humoru - ożartował nas i poprowadził w ślepą uliczkę. Aby zobaczyć koniec ślepej uliczki musieliśmy przez pół godziny przedzierać się przez stada owiec, krów osłów i Rumunów którzy je prowadzą.

Nie znaleźliśmy noclegu i straciliśmy około godziny. Ponieważ byliśmy już pół dnia w plecy postanowiliśmy zmienić taktykę i tej nocy się nie zatrzymywać aby nadrobić trochę strat.

Spanie w busie

Piotras zmienił się z Piotrasem w wyniku czego teraz za kierownicą siedział Meksyk. Meksyk około 2giej w nocy dowiózł naszą śpiącą i drętwiejącą ekipę do Sighsoary.

Miasto Draculi

W środku nocy wyszliśmy pozwiedzać Sihsoarę. Mimo że wszytko było zamknięte wszędzie udało się nam wejść a pustka i oświetlenie miasta nadawało mu nastroju.





W poszukiwaniu WiFi i gniazdka

Jechaliśmy dalej przez śpiącą Rumunię aż sami się poddaliśmy i też zatrzymaliśmy przespać. Ja, Kinga i Piotras zainwestowaliśmy 10min w rozbicie namiotu co przez następne 4 godziny zwracało się nam postaci wyprostowanych nóg. Dobra inwestycja, reszta spała w busie.



Rano przy drodze

Rano sprawdziła się mądrość Piotrasa: "Nie rozbijaj się na drodze ale obok" i 10cm obok naszego namiotu przejechał traktor z wozem pełnym Rumunów. Ominęli nas i nam pomachali, po czym zaczęli zbierać siano.

My zaczęliśmy zbierać namioty, siebie i jeść śniadanie aby po około godzinie pojechać dalej w Rumunię.

1 komentarz: